- Witaj przyjacielu, – zagadnął do mnie Rafael, gdy spacerowałem wieczorem po lokalnym deptaku – Jak się masz ?
- Dobrze, dziękuję, a co u Ciebie ? - odpowiedziałem pełnym zdaniem, ze świadomością że taki zwrot na pewno nie skończy się na wymianie jednego zdania grzecznościowo.
Nie pomyliłem się. Kilka minut później poznałem jeszcze jego przyjaciela Sam'a a po pierwszym wspólnym piwie, koleżankę Sofię. Przez półtorej godzinki skupiałem rozmowę na codzienności i warunkach oraz sposobie życia w lokalnej społeczności. Cała trójka była rdzennymi mieszkańcami obrzeży tego miasteczka. Dziwnym dla mnie było to, że pomimo uśmiechów nie wydawało mi się aby Rafael był całkowicie szczery ze mną. Opowiadał o biedzie w jakiej lokalna społeczność żyje. Obszedłem część obrzeży i fakt że bogactwa tam nie ma, to widziałem wiele biedniejszych miejsc w kraju. Bardziej odniosłem wrażenie, że próbują gadki biednych ludzi by turysta (z założenia bogaty) im pomógł. Dziwne było właśnie to, że zdecydowana większość ludzi jaką spotykam z lokalnych społeczności, wydaje mi się szczera i otwarta, jeśli już się zdaża ktoś z ukrytym celem to jest to jedynie strategia aby przejść w końcu do zaproszenia do zakupów u niego lub skorzystania z innej oferty jaką ma. Może to kwestia szczęścia a może przypadek sprawia że na naciągaczy albo przynajmniej im podobne osoby, trafiam niezmiernie rzadko. Uśmiechnąwszy się grzecznie, ku zdziwieniu całej trójki, zostawiając ich w przyjaznej atmosferze wykręcając się jakimś argumentem zmuszającym mnie do odejścia.
Mimo wszystko, ten ostatni wieczór w Nikaragui, nie zmieni we mnie opinii, że jest to bardzo ładny i zdecydowanie wart odwiedzenia i poznania kraj.