11:13. Zgodnie z planem, dwugodzinny spacerek po najbliższej okolicy, niedzielnego poranka, zanim złapię busik do stolicy. Miasteczko wygląda bardzo sympatycznie. Kolonialny styl, niedzielny, przyjazny klimat, msze w kościołach, ludzie na spacerach. Za kilka dni tutaj wrócę, obejrzeć nieco więcej. Odnalezienie terminala autobusowego nie było trudne, miasteczko nie jest jakieś specjalnie duże a i terminal zlokalizowany jak często w wielu miejscach, przy targowisku głównym. Targowisku które pełnym gwarem i życiem tętni, pomimo niedzieli. Czekam aż busik odjedzie. Z reguły działają one na zasadzie „będzie komplet, to pojedziem”. Jeśli się zdarza lokalna komunikacja, że odjeżdza o ustalonej porze to z doświadczenia wiedzą, że i tak będą pełni więc na jedno wychodzi.
13:01. Droga do Managui, wiodła nizinnymi terenami, skąpanymi w słonecznym skwarze, tylko w niektórych miejscach ukazują zieleń. Ewidentnie widac, że jest pora sucha.
Ponad godzinna jazda, okazała się malownicza i sprawna. Kierowca nie szczędził pedału gazu a na trasie tylko raz się zatrzymał w zaprzyjaznionym miejsu, aby dwójka sprzedawców mogła dostarczyć napoje i przekąski chętnym pasażerom. Jestem przy gwarnym terminalu autobusowym. Szybki lunch w okolicznych jadłodajniach, utrzymany w tradycyjnym klimacie.
20:12. No nie było łatwo z noclegiem. Pierwotnie miałem dotrzeć tutaj wczoraj. Na dziś nie mogłem zrobić rezerwacji, ale pomimo wszystko udałem się do tego hostelu, na którym mi zależało z nadzieją, że znajdzie się jakieś miejsce. Okazało się, że nie mają wolnych miejsc w normalnej cenie, jedynie dwuosobowe pokoje. Koszt trochę powyżej założonego budżetu i szastanie pieniędzmi nie sprawia mi frajdy. Kilka minut na zorintowanie się w sytuacji i wywiedzenie gdzie jest jakiś najbliższy z wolnymi miejscami.
Już się miałem zbierać gdy kolejna osoba, Emma z Southampton w Nowym York, również usłyszała że jej marzenie o miejscu tanim, prysnęło z powodu braku miejsc. Trzy sekundy zajęło mi wpadnięcie na pomysł i zaproponowanie jej wzięcia na spółkę pokoju dwuosobowego. Sszarpnie nas to jedynie cztery dolary więcej niż byśmy zapłacili za normalny nocleg w grupowym pokoju a będzie mniej tłoczno, z prywatną łazienką i nie trzeba jeździć, szukać, kombinować. Bez dłuższego zastanawiania się, stwierdziła że jeśli mają takie pokoje to jasne, jej też pasuje. Tak więc zostaliśmy na noc współlokatorami z miejscem tam gdzie chcieliśmya na następne noclegi już sobie zarezerwowałem miejsce tam gdzie chciałem bo zostanę tutaj kilka dni. Emma tylko jedną potrzebowała bo nazajutrz musi złapać autobus do Kostaryki.
Resztę dnia spędziłem na relaksie w przyjaznym hostelu i rozmowach. Poznałem też Wojtka, podróżującego motocyklem z Meksyku, na południe. Pierwszy Polak w okolicznych krajach :) Choć powiedział, że spotakł jeszcze paru innych. Niewątpliwie, dominują w dniu dzisiejszym Holendrzy, którzy chyba masową inwazję na Nikaraguę rozpoczęli.
Hostel okazał się iście backpackerski, podróżnicy z różnych kierunków, zmierzający do nowych miejsc, Manague traktują jako postój jedno-dwudniowy, i wyruszają dalej. Z reguły na północ Leon a później ciąg dalszy albo do Granady a później południowe kierunki eksplorując. Świetne miejsce by wymienić uwagi, spostrzeżenia, porady i doświadczenia.