12:58. Zaczynam się przyzwyczajać, że każde wzgórze czy wulkan, gdzie wejście jest utarte i ścieżka udeptana, jest w tym kraju przerobione na teren parku narodowego gdzie wstęp jest płatny. Wybrałem się na jedno z pobliskich wzniesień, wypatrzonych z wybrzeża San Pedro. Odnalazłwszy wejście okazało się, że jest przy nim strażnik pobierający opłaty oraz niechętnie wydający za nie bilety będące pokwitowaniem. Odkryłem też w tym miejscu, że szlak na najwyższą górę z tej strony jest oznaczony. Wiedząc to wczoraj, wybrałbym się by go zdobyć :( Wcześniej wybrany cel okazał się tak łatwym, że nawet satysfakcji by nie sprawił gdyby nie panorama z tego wierzchołka jaką ujrzałem.
Ogromne jezioro, ukazuje zadziwiająco mało rozwinięte rybołówstwo. Również (tak sobie myślę teraz) targu ryby widziałem chyba tylko u jednej osoby. Kolejna rzecz, która poraziłaby zapewne ekologów, to mnóstwo mieszkańców robiących pranie bezpośrednio w jeziorze. W okolicach centrów miasteczek, wiele szyldów można znaleźć z ofertami prania w stosunkowo niskiej cenie. Średnio jedno ogłoszenie na dziesięć, ma dopisek że pranie jest robione w pralce.
San Juan la Laguna, to sąsiednie miasteczko, które musiałem aby się dostać na obecne wzgórze. Mniej turystyczne, przestronniejsze, również pełne uśmiechniętych tubylców, wesołych w pracy budowlańców i gwarnych dzieciaków w okolicach szkoły.
Widok z góry na te miasteczka, generuje refleksyjny nastrój, w którym cieszy człowieka, że są takie miejsca, gdzie harmonia i spokój są codziennoscią. Tym ciężej jest zrozumieć, jak takie miejsca mogą istnieć w rejonach, krajach, które są tak niebezpieczne, głównie nocami. Czyżby takie a nie inne okoliczności, tak niebezpieczne noce były niezbędne do powstania takiej harmonii wśród osób niepowiązanych z mroczną grozą ?