15:43. Niektóre osoby zapytane o wskazanie gdzie jest jakiś market lokalny z żywnością, mówią że nie ma albo że jest tylko czasami. Okazuje się, jak odkryliśmy z jednym kanadyjczykiem i amerykanem, że nie jest to prawda. Jest lokalne targowisko (z hiszp. mercado). Jest i to całkiem przyzwoite. Nie jest to jakichś kolosalnych rozmiarów, nie czarujmy się, trudno aby było pojemności by wszyscy mieszkańcy tutaj się zeszli :) Jest jednak większe niż projektowano ponieważ wyszło ze stanowisk i spod wiat do handlu przeznaczonych i rozrosło się na ulice oraz zajeło przyległe boisko szkolne. Przynajmniej w dni wolne. Nie wiem czy pisałem, ale w ostatnich dwóch miesiącach, urosło moje uzależnienie od arbuzów. Latem w Polsce, starcza mi jeden na kilka dni. Tutaj doszło do tego, że jak jeden mi się kończy to myślę o następnym. Jedynie co mnie powstrzymuje często to nie widzę sensu wozić go w plecaku. Więc nabywam tylko jeśli w danym dniu nie będę musiał nosić go na plecach :)
Targi są tutaj czymś niesamowitym. Nie tylko pod względem cenowym, żadne centrum handlowe, żaden sklep, nie są w stanie przebić tych cen. Większość produktów w tak małych miejscowościach, pochodzi z własnych upraw, więc cenę nieograniczoną ma sprzedawca, może nawet za darmo oddać :) Drugi aspekt, może zawołać ile mu się podoba. Nie czarujmy się, w miejscu takim jak to, gdzie nic nie reguluje cen, panuje czysta forma targowania się. Nie dotyczy to tylko turystów. Oczywiście, widząc „białego” całkiem spora część sprzedawców ma wyższą cene wyjściową. Jako przyjezdny, człowiek często płaci więcej, pomimo że się targował, bo nie zna cen lokalnych. Jeśli coś kosztuje u nas 10zł a tutaj kupił za 5zł jest wniebowzięty, pomimo że czasem nie wie, że lokalna cena tego to 2zł.
Targowanie się nie obejmuje tylko turystów. Kilka razy już, stawałem z boku, udając że obserwuję coś w oddali albo przyglądam się czemuś innemu z pełnym zaangażowaniem i przygladałem się lokalnym targom. Tak, lokalni ludzie też wiedzą, że rolnik może zjechać tak nisko jak tylko damy radę go przekonać :) Tak też odkryłem nową, niższą cenę na moje arbuzy :) Dziś kończąc obchód po targu, postanowiłem kupić arbuza. Gdy podchodziłem do upatrzonego stoiska, akurat się targowali o takiego jednego po którego też tu przybyłem. W ostatnich dniach za sztukę placiłem z reguły 3,5zł. Cena jak za sztukę niewiele mniejszą od mojej głowy, bardzo mi pasowała. Dobre, soczyste, nawadniające, naturalne, czysta przyjemność. Gdy więc nadeszła moja kolej, pomimo że sprzedawca zawołał równowartość 3zł (co mnie zaskoczyło i tak) to postanowiłem i dopiąłem swego, stargowując cenę do tej samej wartości co podejrzany przeze mnie, wcześniejszy klient. Cóż, jak się właśnie przekonuję, albo to kwestia lokalnych upraw albo arbuz za 2,30zł smakuje lepiej niż ten za ponad 3zł :)
Wczoraj widziałem dużo osób ale dziś to już na potęgę. Lokalni ludzie, rzadko noszą zwykłe ciuchy jak cały świat. Fakt, wśród mężczyzn jakby łatwiej ucierał się szlak do dżinsów i koszuli. Kobiety jednak, prawie wszystki, noszą na co dzień jak i od święta, tradycyjne stroje. Kolorowe tkaniny, lokalne tradycyjne kreacje. Widząc matkę z dziećmi w identycznym wzorze i kolorze materiału, zastanawiam się czy to kwestia oszczędności by więcej materiału za jednym zamachem kupić czy to kwestia tradycji, aby było wiadomo czyje to dziecko w tłumie.