10:48. Mała aktualizacja odnośnie kapeluszy. Tych tradycyjnych, jasnych pozorujących amerykańskie, kowbojskie. W niedzielę pojawiło się ich znacznie więcej. Pomyślałem więc, że odświętnie je zakładają bardziej ochodzo, w końcu Jezus jest tutaj głęboko zakorzeniony i chrześcijaństwo tutaj ma dominujące rzesze swoich dzieci, więc niedziela jest dniem świętym, który większość święci. Poniedziałek jednak i dzisiejszy poranek pokazały, że jednak bardzo duża liczba ludzi, nosi wciąż te kapelusze. Sobota okazała się być rozrywkowym dniem bardziej, gdzie tak się złożyło, że mało były dostrzegalne. Odświętnie czy roboczo, jest ich sporo. Jednak muszę podtrzymać wcześniej zaobserwowane, zdobywanie uznania i popularność amerykańskich czapek z daszkiem (tzw. baseboll'ówek, czy jak się to odmienia i pisze :) ).
Z niemałym sentymentem, żegnam się z Copan, jeszcze bym się tutaj chętnie powłóczył. Plecak spakowany, ruszam dalej.
12:25. Przejście graniczne z Gwatemalą, jest jakieś 5km od Copan. Dotarcie tam zajęło ledwie kilka chwil i czas na formalności. Przemycić coś to albo tak trafiłem albo nie byłoby najmniejszego problemu przenieść plecak dowolnego narkotyku. Najpierw formalności po jednej stronie a później po drugiej stronie. Gładko i bez problemów. Prawie. Przybycie do Gwatemali, trzeba było opłacić kwotą 10 Quetzali. Wcześniej mnie zagadywali liczni „wymieniacze” przy przejściu, chętnie wymieniający waluty, jednak założyłem, że będą mieli zabójczy kurs, a nie zorientowałem się wcześniej jaki jest normalny, powiedziałem że nie potrzebuje wymieniać. Na szczęście, koreańczyk z którym jadę mi szybko pożyczył bym kolejki nie blokował. Chcąc niechcąc, udałem się do jednego gościa aby wymienić celem oddania. Jak się dowiedziałem później, kurs był przyzwoity i nieodbiegający od bankowych za bardzo. Piszę celowo od bankowych bo tutaj działa to inaczej niż w Europie, gdzie w kantorach mamy lepszy kurs niż w bankach, gdzie zdzierają niemiłosiernie. Tutaj banki mają minimalny spread, mniejszy nawet niż kantory w Europie. Są najlepszym miejscem do wymiany, przy okazji bezpieczniejszym i pewniejszym. Prywaciarze skubią sobie więcej aby oddać do banku z zyskiem.
Zaskoczyła mnie jedna rzez lekko. Hiszpański jest tutaj (ameryka środkowa) mocno inny niż w Hiszpanii, więc nie jest często łatwo ich zrozumieć, nawet jeśli rozmawia się z wykształconymi dobrze ludźmi. Jednak po jednej stronie jak i po drugiej, straż graniczna która mnie odprawiała, albo mówiła jakimś przyjaźniejszym dialektem albo już się zacząłem przyzwyczajać i zrozumiałem wszystkie pytania bez problemu i bez powtarzania :)
Zaliczywszy pieczątkę wyjazdową z Hondurasu, dostałem wjazdową do Gwatemali. Jedziemy dalej.
14:28. Zgodnie z zapowiedzią na początku jazdy, kierowca zatrzymał się na półgodzinny postój na stacji wcześniej zaplanowanej celem posiłku, przerwy, toalet, czego tam komu trzeba.
Kompletne odludzie. Bardziej mi to przypomina samotną stację na środku niczego, przy drodze biegnącej przez bezkresne amerykańskie stepy :)
Jednak ruchu na drodze trochę jest. Krajobraz przez znaczną część drogi urzekał, dopiero niedawno zjechaliśmy z górskich typowo terenów. Myślałem już powoli, że w tym kraju nie ma ani metra płaskich terenów. Niemniej jednak, malowniczo. Oj, bardzo nawet. Ciężko się oderwać było od widoków, niezależnie czy oczy były skierowane w górę czy w dół, za szybą piękny krajobrazowo region przemierzaliśmy.
Droga wiedzie w kierunku zachodnim, z pasmem górskim po północnej stronie, czarującym scenerią i surowością. Wśród wysokich gór sięgających 3000 mnpm, w odległości kilku kilometrów, widać dwa sporej wysokości wodospady na dwóch różnych wysokościach.Wierzchołki gór są znacznie zieleńcze niż niższe tereny, zapewne zaopatrywane są przez chmury w większą ilość wody. Wraz z obniżaniem się poziomu do powierzchni rzeki która niedaleko stąd płynie, tereny stają się widocznie suchsze, zdominowane przez słońce i woda nie jest tutaj nadmiernym surowcem. Panuje skwar, żar leje się z nieba. Przechadzając się chwilę po okolicy, nawet z zamkniętymi oczami, możńa wyczuć kiedy jest się w cieniu a kiedy słońce przystępuje do pełnego ataku.