12:52. Czy przed wybraniem miejsca, gdzie się chce jechać, ludzie orientują sięmniej lub więcej w sytuacji jaka panuje na miejscu ? Co tam będzie a czego nie, czego się spodziewać, na co uważać ? Czasem mam wrażenie, że tylko co najwyżej, co chce się zobaczyć robią ludzie listę. Tak się zastanawiam, ponieważ ja często zaraz po przybyciu albo chwilę wcześniej sprawdzam niektóre rzeczy. Jeśli „po” to znaczy, że tam już jestem. Jeśli „przed” to albo już przygotowany do drogi jestem, albo zabukowany bilet mam więc, bez odwrotu. San Pedro Sula jest zaprawdę czymś nowym. Central Park, jak się okazuje, jest podobnież czymś normalnym w Ameryce Środkowej. Z tego co się dowiedziałem, w tym rejonie, miasta powstawały od centralnego miejsca zwanego parkiem centralnym właśnie. Od niego numerowano i budowano ulice i się miasto rozrastało. Niewiedzieć czemu, spodziewałem się czegoś w rodzaju parku. Zastałem coś w rodzaju parku, jednak w innym słowa tego znaczeniu. Plac kwadratowy o boku około 50 metrów z zaledwie kilkoma drzewami i mnóstwem miejsc siedzących zarówno betonowych, kamiennych jak i zwykłych ławek. Oczywiście, spore misto i mały plac, owocuje setkami ludzi zajmujących wszystkie miejsca choć trochę zacienione. Okoliczne ulice nie są deptakami gdzie można by usiąść więc ten park to jedyna alternatywa dla wszelkiej gastronomii pod tym względem.
Po jednej stronie Katedra, druga po parku z atrakcji miasta „do zaliczenia”, a po drugiej stronie, trzeci na liście, pałac miejski, odpowiednik naszego ratusza. Żaden z tych obiektów mnie specjalnie nie urzekł. Dodatkowo, umniejszyła się atrakcyjność tych miejsc z okazji jaka się zbiegła z moją obecnością w centrum miasta, mianowicie protestem śmieciarzy. Park wraz z ratuszem, w promieniu dwóch przecznic zakorkowany został przez zajęcie jednego pasa śmieciarkami, które aby było atrakcyjniej, w większości nie były opróżnione. Aromat jaki się w tym rejonie unosił, można sobie tylko spróbować wyobrazić. Załadowane śmieciarki, stojące w karaibskim słońcu, generują zapach, przy którym polskie śmieciarki to perfumy wysokiej klasy :)
Oględziny przeciwnej strony centrum niż ta którą dotarłem, ukazały odmienną scenerię. Niekończące się stragany uliczne. Jak 15-20 lat temu jeszcze na katowickim bazarze na Załężu, czy warszawskim stadionie dziesięciolecia, tak tutaj obecnie, zbliżony klimat panuje. Oczywiście, towar dostosowany do lokalnego rynku, zwłaszcza ten na pierwszej linii. Ciuchy, plecaki, obuwie, owoce, zegarki, niezliczone ofery i stragany od solidniejszych, drewnianych do stolików. Od przenośnych do stacjonarnych. Centrum obfituje w dwa podstawowe typy biznesu. Gastronomia i handel. Wszystko inne jest marginalne i trzeba się nieźle naszukać aby to znaleźć, nawet banki są nieliczne tutaj.
18:17. Będąc w stanach, parę razy, wiem dlaczego się tamtejszy naród nazywa „Fast Foof Nation”. Narodem Fast Food'ów. Teraz jestem w Hondurasie i drugim po stolicy mieście, które aspiruje do zostania stolicą w aspektach gospodarczych i ekonomicznych. Dzisiejsze przebyte kilometry, zrodziły w mej głowie wniosek, który od kilku godzin mi się kołacze pod peruką. W temacie fast food'ów, amerykanie w porównaniu do tego co jest tutaj, to zdrowy naród, a ich obiekty gastronomiczne to wizyta w barze sałatkowym a nie hamburger z frytkami. Chyba wszystkie międzynarodowe międzynarodowe sieci szybkiego jedzenia jakie znam, są tutaj. Jest trochę, których nieznam i masa krajowych, o lokalnych że nie wspomnę. Właśnie myślałem ile procentowo w widzianej gastronomii jest lokali innych niż rzeczone, ale nie przypominam sobie abym takie widział. Nie kojarze żadnej normalnej restauracji z normalnymi daniami. Niektóre z daleka wyglądały przyzwoicie i prawie jak normalna restauracja, jednakże po podejściu odkrywałem, że także z miejsca jest tam dziesięć wariacji hamburgerów i czy jeszcze więcej panierek do smażonego na głębokim tłuszczu kurczaka. O pizzy nie wspomne, też tego tutaj na potęgę.
W hostelu znalazłem ulotki, które reklamują kilka restauracji. Zapewne wyszukane dla dzianych turystów, skoro reklamują się na darmowych dla przybyszy mapach. Nawet chińszczyzna okazuje się tutaj marginalną kuchnią. Wczorajszego wieczoru, wpadłem do oddalonego o parę przecznic (by nie zmoknąć za bardzo) centrum handlowego. Zarówno tam na pasażu z jedzeniem azjatycka kuchnia niewiele ma do zaoferowania, jak i dziś na mieście wiedziałem może ze trzy w sumie chińskie restauracje. Oczywiście wszystko gotowe, na miejscu i na wynos. Nie trzeba czekać. Tutaj wszystko jest Fast :)