12:43. Postanowiłem skierować kroki na północ, na plażę. Nie miał to być jednak wypad na plaże miejską, czy też z ręczniczkiem się pokąpać i poopalać. Samo dotarcie tutaj, również drogą samą w sobie. Osoba chętna na zaludnioną plażę i opalanie z opcją drinka czy leżaka, powinna skorzystać z podwózki do takiego miejsca i tam, wśród innych plażowiczów się rozłożyć i chłonać niezliczone promienie słoneczne.
Moje postanowienie było zgoła inne. Zaludnione plaże rozlegają się na całej rozpiętości miasta, oraz wiele kilometrów przed miastem, z racji usytuowanego tam kurortu dla turystów z pełnym wachlarzem atrakcji. By dotrzeć do dzikiej (w znaczeniu, pustej, nietrawionej przez turystów) plaży, obrałem kierunek przez tereny wyglądające na niczyje z ulokowanymi paroma kilkukilometrowymi, gruntowymi ścieżkami na nich, jak się okazało, uczęszczanych przez grupy konne z racji specyfiki swojego krajobrazu. To co wydawało się nietrudne z początku, okazało się że wymaga trochę gimnastyki. Nie przypominam sobie w ostatnich dwóch dniach aby padał deszcz, jednakże, część dróżek, była zalana kałużami od prawej do lewej strony. Pokonanie ich, wymagało kombinowania aby nie wdepnąć w błotko a nabranie wody do butów, jakoś mnie nie urządzało.
Skacząc, wyginając się i pomagając sobie kępami zarośli i garściami gałęzi, pokonywałem kolejne rozlewiska. Pasmo zadrzewionego terenu, tuż przed plażą, przyniosło cień ale i sporo komarów oraz niewidzianą dotąd kombinację ubarwienia motyli. Kwadrans próbowałem uchwycić któregoś, jednakże wyglądało na to, że żaden z nich nie został stworzony do zatrzymania się choćby na sekundę. Po upływie około pietnastu minut, poddałem się, stwierdziłem że nie będę czekał na ich śmierć aby uchwycić je nieruchomo :)
Plaża była taka jaką chciałem. Pasmo mieszanych drzew, kilkadziesiąt metrów od brzegu wodu, rozdzielała piaszczysta plaża. Rozrzucone gdzieniegdzie, wysuszone przez słońce i zakonserwowane przez morską wodę, kłody i konary drzew. Rytmicznie wyrzucana woda, bezskutecznie próbujaca pochłonąć złocisty piasek, który corusz, zrzucał z siebie obejmującą go słoną wodę. Słońce rozgrzewające plażę, terytorium sporne między lasem a morzem, wydawało się być ustawione na dawanie maksymalnej przyjemności termicznej, wizualnej oraz wszechogarniającego relaksu. Nie można się oprzeć by nie przysiąść i chłonać te naturalnie cudne okoliczności przyrody, ten rajski krajobraz...
14:10. Tak, niby można by w nieskończoność siedzieć w takim miejscu. Gdybym miał swoje tobołki z sobą to pewnie bym rozbił tutaj obóz i dopóki bym miał co jeść to bym się stąd nie ruszył. Woda, z temperaturą cudną, daje niewielkie orzeźwienie, ale jednak zawsze coś. Rok temu, ocean Indyjski nie sprawiał przyjemności, gdyż woda była tak gorąca, że ulgi się nieodczuwało wchodząc do niej. Tutaj, woda ma niespełna 30 stopni, więc daje lekkie orzeźwienie, czysta przyjemność zanurzyć się w takich okolicznościach przyrody. Słońce wysuszyło mnie szybciutko, pozbawiając wilgoci, pozostawiło na mnie tylko sól.
17:29. Kierunek wschodni, zgodnie z mapami, nie tylko oddalałby mnie od miejsca gdzie powinienem powrócić, ale również nic bardziej dzikiego nie powinien przynieść, wręcz przeciwnie, zbliżać powinienem, udając się w tamtym kierunku, do lotniska. Postanowiłem więc obrać spacer wzdłuż plaży, który po paru kilometrach, powinien doprowadzić mnie do obrzeży kurortu Playa Dorada. Po drodze, pokonać należało dopływającą do morza, niewielką rzeczkę, która okazało się, z racji suchych ostatnich paru dni, niezbyt głęboka, więc przekroczenie jej nie sprawiło większego problemu.
Dalsze metry sprowadziły mnie na obrzeża kurortu, gdzie z rzadka zaczeły pojawiać się pary, wybierające się na spacer poza jegoż granice. Ochroniarz każdemu przypomina, napis na tablicy, że przekroczenie tego punktu, nie gwarantuje ochrony ani bezpieczeństwa i nie jest to teren ośrodka już. Większość, wystraszona chyba „dziczą”, zawraca. Co dziesiąta para, mając tylko drinka w rękach, stwierdza chyba że wiele do stracenia nie mają i udają się na spacer jeszcze kilkaset metrów.
Ochroniarz poinformował mnie, że nie będąc rezydentem, nie mogę niestety przez teren ośrodka przejść, więc aby nie wracać drogą którą przybyłem, udziela mi porady i wskazuje, kilkadziesiąt metrów dalej, dziurę w ogrodzeniu pola golfowego, przez którego teren będę mógł przejść bez problemu i dotrzeć do głównej drogi. Najpewniej skoro jest problem to i znajdzie się rozwiązanie :) Golf nigdy mnie nie urzekał i nie interesował, spacer przez pole golfowe, nie zmienił tego i dalej nie widzę w tym sporcie niczego co by mnie pociągało na tyle by chwycić któregoś dnia kij golfowy.
23:12. Postanowiłem zostać tutaj jeszcze parę dni, do nowego roku, aby z samym jego początkiem, ruszyć dalej, bez przeszkód potencjalnych ze strony dni wolnych.