20:30. Obozowisko gdzie tak mnie wciągnęło i trzyma, jest na skraju wioski położoną posiadłością, z luźno postawionymi kilkoma budynkami. Niektóre są do wynajmu w całości, niektóre mają pokoje. Zlokalizowane nad rzeką, która w tym miejscu tworzy zakręt i z racji naturalnego (lub nie) zagłębienia, posiada w tymże miejscu, naturalne kąpielisko. Woda czysta i przyjemna, rybki (wg zapewnień Sama – prowadzącego ten ośrodek) są nieszkodliwym gatunkiem piranii. Śmiałków czasem widuję w tej wodzie, więc zakładam, że nie kłamał. Taras przy prywatnym barze, pozwala rozkoszować się szumem wody pluskającej wśród kamieni, śpiewem ptaków i czasem jakąś lokalną muzyczką. Na próżno nastawiać uszu by jakikolwiek zgiełk miejski usłyszeć. Największą atrakcją, jak już się przyzwyczaiłem, jest stół bilardowy, skupiający i stanowiący swoisty pretekst do spotkań wieczornych, wszystkich krótko czy długo terminowych mieszkańców.
Niektórzy wpadają tutaj na dni kilka, zobaczyć w okolicy co jest do zobaczenia, pozwiedzać i lecą dalej. Niektórzy jak się okazuje, rezydują tutaj kilka zimowych miesięcy. Długoterminowi rezydenci to z reguły okołoemerytowani kanadyjczycy, których odstrasza już sroga zima w rodzimym kraju, a którzy chcą cieszyć się ciepłe, tropikalnym klimatem, słońcem i zasłużoną emeryturą w pełni beztroskim miejscu.
Okoliczne ścieżki i dróżki, prowadzają po polach, pastwiskach i przyleśnych terenach, na różne sposoby wykorzystywanych przez lokalną społeczność by przetrwać. Wioska zabudowana jest w zasadzie przy dwóch drogach. Jedna główna i druga, poprzecznie odchodząca od niej. Pomimo wiejskiego terenu, nie ma tutaj luzu w zabudowie. Dom przy domu, płot w płot, albo ściana w ściane. Gęsta nawet bardzo w niektórych miejscach zabudowa, pokazuje zżycie między ludźmi, nie zaś potrzebę dystansu. Pomimo tych kilku setek ludzi, widać że całość zżyta jest mocno i funkcjonuje jak jeden organizm. Pośrodku, z pomocą funduszy i dotacji, rozbudowuje się szkoła. Dotychczasowy budynek jest kilka razy mniejszy. Jeszcze miesiące dwa a może trzy i zaczną z wolna się przenosić do większego, nowszego, murowanego budynku.
Wieś, tropikalna, egzotyczna, inna niż nasze. Trochę do nich żal mam, że tak śmiecą. Cóż począć. Kiedyś się z tym może ogarną. Niektóre miejsca, zwłaszcza bardziej publiczne, pełne leżącego plastiku na każdym wolnym zakątku trawy czy wśród drzew.