22:30. Pomimo spokojnego miejsca, nie można było w Cabarete nic nowego odkryć po dwóch dniach pobytu. Jest to miejsce stricte pod surferów jednak rozwinięte. Cały dzień w wodzie a wieczorem bar, tańce, hulańce. Wypatrzywszy publiczne busiki, podróżujące w kierunku zachodnim, postanowiłem się zabrać jednym z nich do miejscowości Puerto Plata. Kierunek wschodni, po przeprowadzeniu kilku rozmów, upewnił mnie, że nie przyniesie nic innego jak tylko więcej surferowych osad i miejsc o podobnym klimacie. Złapanie busika i zabawienie się w sardynkę za podwójną cenę (przy takim upakowaniu ludzi, plecak jest liczony tyle co dorosły człowiek, wszak tyleż miejsca zajmuje przy takim sposobie pakowania pasażerów), po blisko godzinnej jedzie wzdłuż wybrzeża, zawiodło mnie do nowego miejsca. Wypatrzyłem na necie, miejsce które nie jest w samym mieście a jak się okazało, w wiosce bezpośrednio przed miastem. Wysiadłwszy przy głównej drodze w miejscu, gdzie uznałem, że będzie najdogodniej, udałem się więc na spacer w poszukiwaniu słonecznego obozu, jak głosiła anglojęzyczna nazwa. Zaletą nienormowanych transportów jest możliwość wysiąść w dowolnym miejscu, gdzie nam wygodniej. Zaraz w pierwszych minutach ulgę poczułem z przebywania na wiejskich terenach. Nie wiem czy to sobie można wyobrazić czy trzeba to przeżyć, ale chwile gdy nie jest się non stop zaczepianym o podwózkę, o mototaksówkę, to niesamowicie kojące dla uszu momenty Krocząc przez wioskę, odkryłem, że te nieszczelne domki, niby byle jak, niby nieszczelne ale są na swój sposób bardzo urokliwie. Niby bieda panuje jak się pierwsze wrażenie odbiera, ale w sumie no co im coś więcej. Prosto ale wystarczajaco, w koncu zimy nie ma. Nie musi być solidnie i szczelnie. Zmarznąć się nie da. Ma dawać cień i schronienie na noc, daje. Lekkość konstrukcji powoduje przewiewność i brak zaduchu, pozytywnie. W murach nie jest tak lekko. Trzeba zakładac klimatyzację aby się dało wytrzymać. Nieliczne budynki, które są murowane, Są tak stworzone z konkretnych celów, ochrony, bezpieczeństwa przed włamaniem, umieszczenia w nich odpowiednich placówek. Murowane budynki mają bardzo cieńkie ściany, aby nie przesadzać z bogactwem stosowanych materiałów, pustaki nie grubsze niż 10cm, robią wrażenie jakby te budynki, runąć miały przy kimś cięższym przewracającym się na nie.
Zatrzymuje się Wilson. Przyjazny człowieczek z jakiegoś rodzaju patrolu na motocyklu i zawzięcie nalega na podwiezienie mnie. Przekonuje mnie jego uniform oraz numer na plecach. Reszta wioski zostaje pokonana w kilka minut i kończy się asfalt. Kamienna droga wśród drzew, wymusza spowolnienie motoru. Z naprzeciw idzie kilku tubylców z maczetami w rękach. Jeden macha na nas więc Wilson się całkiem zatrzymuje. Pomyślałem sobie „ale tak w biały dzień ?” :) Po reakcji i odpowiedzi, domyśliłem się, że pytał o godzinę :) Skończyli pracę w lesie dziś. Kilkadziesiąt metrów dalej, Pod bramą mojego miejsca przeznaczenia, zostawia mnie i swój numer aby dzwonić w razie potrzeby podwózki. Wilson jest licencjonowanym mototaksówkarzem, który i tak jechał w moją stronę więc mnie podwiózł i nie chciał tym razem za to pieniędzy. Miłe powitanie :)