18:21. Wypatrzyłem sobie na północnym brzegu, mieścinę Cabarete. Niczym się nie sugerowałem, nie słysząc ani słowa o tej mieścinie, skierowałem minionego dnia, swą ścieżkę na spotkanie z tym miejscem. Zresztą, często tak zwyczajnie są wybierane przeze mnie różne miejsca.
Przestrzegano mnie, no i faktycznie mieli racje. Autobusy na wyspie, faktycznie mają tak podkręconą klimatyzację, że można zmarznąć :) Przejazd był na pewno bardzo krajobrazowy. Wyspa jest górzysta w centralnej części więc oczami powłóczyć się nie można było gdzie indziej jak tylko po wzgórzach, krajobrazach oraz przydrożnych osadach. Autokary to główny i w zasadzie jedyny sposób podróżowania na jaki można się zdecydować w przypadku publicznego transportu. Nie ma na wyspie kolei, więc to one przejmują również funkcję przewozu paczek w transporcie bezpośrednim.
Ktoś mnie kiedyś spytał, jak często jestem zawiedziony bądź rozczarowany miejscem, miastem czy ludźmi, tam gdzie trafiam. Chociaż to dziwnie zabrzmi z pozoru, to raczej nigdy. Przynajmniej nie przy tego rodzaju podróżach. Rozczarowanie bierze się z negatywnej różnicy między tym czego oczekujemy a co zastaliśmy. Niewiedząc co zastanę, nie wyrabiając sobie obrazu czego oczekuję, nie mogę być rozczarowany. Miejsca mniej lub bardziej zaskakujące, urzekające czy magiczne. W najgorszym razie mogą być zwyczajne, jak coś co było wcześniej albo już wiele razy się spotkało. To jednak miewa też plusy, ponieważ dostrzec można różnicę w drobiazgach, które to stworzą różnicę i tym samym pokażą coś nowego.
Najcięższą rzeczą na trasie z południa na północ, okazało się wyjście z autokaru. Nie z racji wygody jakiejś specjalnej, tylko z powodu mototaksówek. Jak się okazało, od czasu Tajlandii, nie widziałem większego ich zgrupowania niż tutaj. Dobrze, że drzwi są hydrauliczne bo parcie z zewnątrz było takie, że nikt by ich nie otworzył. To kierowcy motorów-taksówek, kotłujący się przy drzwiach, celem wyrwania pasażerów, klientów, by zarobić coś na transporcie z przystanku do miejsca docelowego. W niektórych okolicznościach i miejscach się nie da, ale tutaj dostrzegam, że pierwszy stopień targowania się, można im zostawić. Zwyczajne „Kto chce mniej za zawiezienie mnie do Cabarete”, zdyskwalifikowało połowę chętnych oskalpowania turysty z kasy. Targ wśród pozostałych nie trwał długo, widać że mają granice pewne, nie są sobie wzajemnie wilkiem jak niektóre nacje. Ustalenie stawki transportu przed trasą, choć niecodzienne w Europie, a krajach bez taksometrów i odgórnych cenników, jest rzeczą codzienną. Znalazłwszy satysfakcjonującą obie strony stawkę, z plecakiem na kierownicy i wiatrem we włosach, pognaliśmy przez kolorową drogę sklepów, straganów, pełną gwaru i radości, do następnego miasteczka gdzie autokary nie dojeżdżają.