22:17 Miasto tętni życiem. Nie ma spokojnych miejsc jak to w innych dużych miastach każdego kraju. W jaką uliczkę by się nie weszło, zawsze coś się dzieje, ktoś czymś handluje, coś gotuje, coś przewozi, coś ładuje. Nawet jak ktoś tam tylko mieszka to też się kręci przed swoim niewielkim katem. Ruch tutaj nie ustaje praktycznie. Zależnie od pory jest mniejszy czy większy tylko. W szczycie dnia, gdy przypada najwyższa temperatura, nie zwijają się do domów jak to w czasie hiszpańskiej sjesty bywa, tylko odpoczywają zazwyczaj w cieniu drzew, na trawnikach, pod drzewami lub przy posiłku. Przerwy w wiekszości firm w szczycie dnia to normalka. Ulice, tak jak i wczoraj zauważyłem, są pełne jedzenia. Nie ma możliwości aby ktoś tutaj z głodu umarł bo jedzenia nie może znaleźć. Nie można też na tym zbankrutować. Lunch czy kolacyjke, oczywiście można zjeść za 20-30zł jak ktoś potrzebuje wytwornych okoliczności, ale to samo w zwykłych miejscach, barach, swego rodzaju bazarach żywności, można zjeść za około 5zł.piwo wydaje się szaleństwem przy wartości 4zł za najtańsze siki.
mimo wszystko, jest spokojnie gdyż jak się okazało, jakieś święto się dziś trafiło więc Tajlandczycy mają długi weekend. Spora część firm nie pracuje. Centralna dzielnica, stare miasto jakby, tętni jednak życiem gdyż turyści nie mają przerw w odwiedzaniu tego miejsca.
Na pokaźnych rozmiarów placu przed zamkiem królewskim, odbywa się festyn. Święto religijne ściąga nie tylko masę turystów, którzy przyglądają się z zaciekawieniem, ale również tajów, korzystających ze swoistego odpustu. Flagi narodowe na masztach w mieście są opuszczone dziś do połowy, wnioskuję, że to w związu z tym świętem. Nie wnikam nawet o co w nim chodzi, bo ciężko ogarnąć ich religie, tak jak i w Indiach czy na Sri Lance.
Całkiem spory kawałek obsadzony był paroma setkami ludzi, nad którymi upleciono ze sznureczków coś w rodzaju pajęczyny. każdy z siedzących pod tym obszare, sznureczek miał odprowadzony z tej pajęczyny i przyczepiony do głowy. Jakby duchowo tworzyli wspólnote. Twarze ludzi modlących się w Polsce są jakieś takie nieobecne, zmęczone, swoją aure mają jakąś w odcieniach "dobijcie mnie" albo "zabierzcie mnie stąd". Tutaj widać na twarzach tych ludzi skupienie, wiarę, szacunek. Wszystko co być powinno. Miasto ma swoje strzeliste budowle, drapacze chmur, jak kazde zaawansowane a zwłaszcza tak liczebne społeczeństwo. Jednakże dominuje niska zabudowa, ledwie 3-4 pietrowa. Starsza jest nawet do dwóch kondygnacji. Nie ma tu z reguły zabudowań wielowiekowych za dużo. Trwale były tylko tworzone budowle przeznaczone dla monarchów i religijne, choć to czesto szło w parze.
Zamek królewski jest przeogromny i oczywiście zarówno z daleka jak i z bliska robi ogromne wrażenie. Z bliska nawet razi przy pełnym słońcu gdyż jest tu jak wszedzie w tego typu budowlach, mnóstwo złotego koloru, zadbany, świeżo wyglądający i błyszczący. Specyficzne wykończenie dachu jest mocno charakterystyczne jak zauważyłem w tej kulturze. Przesyt oraz potęga zamku robią dokładnie takie wrażenie jak powinny, ogromny kontrast w odniesieniu do pospólstwa i władza nad nimi pod każdym względem. Najbardziej rzucającą się rzeczą jest niesamowity kontrast. Biel wszystkich murów, ścian, ogrodzenia oraz błyszczące złotem wykończenia kontrastujące z ostrą czerwienią. Przyjemne dla oka, zwłaszcza w słonecznym dniu, może dawać wiare taki obraz, że król jest wysłannikiem ich boga.