22:22. Wyraźnie widać po wszystkim w około, że jest niedziela. Nie jest to pierwsza niedziela na Sri Lance, więc potwierdza to tylko że podchodzą oni do tego dnia bardzo relaksacyjnie. Oczywiście, nie oznacza to, że wszystko jest pozamykane. Bazarki, uliczny handel, sklepy niektóre, zwłaszcza wszystko co związane z relaksem wypoczynkiem i turystami, działa cały czas, jednak choćby inne natężenie ruchu, ubiór ludzi, tempo chodzenia, rodzinne spacery, wskazują na luźny dzień. Drugi dzień z rzędu rzuca mi się w czy mocno, więc może w tym być pewna reguła. Wcześniejsze dni, spędzane w nadmorskiej części wyspy, zwróciły moją uwagę, że jeśli nie dominująca to bardzo spora część Lankijczyków jest chrześcijanami, szkoły chrześcijańskie, kościoły itp. Tutaj jednak od przedwczoraj, widzę marginalnie objawy tej religii. BUdda jakby władał centralną częścią wyspy. Począwszy od świątyń, przez wszędzie rozstawione jego posągi, ołtarze a na braku śladów chrześcijaństwa skończywszy.
Notoryczne pytanie się tuk-tuków czy podwieźć gdzieś, lżeje jeśli zapuścimy się w mniej uczęszczane rejony czy też obrzeża miasteczka. Strategia złapania turysty jest różna. Najczęściej pytają czy potrzeba taksówki. Druga z najpopularniejszych metod to zacząć od przywitania się aby zapytać następnie, gdzie idziesz. No i oczywiście, wszędzie jest daleko więc podrzuci Cię tam za jedyne X rupii :)
Niezależnie od wyznania, trzeba przyznać ludności tego kraju, że widać i wyczuwa się ich głęboką wiarę, nie jak jest to w Polsce, gdzie chyba wymyślono dewotyzm, gdzie mnóstwo wierzy jak jest źle, lub jak wymagają tego okoliczności.
Wracając do niedzielnego klimatu... Parki i różne miejsca rekreacyjno wypoczynkowe w Polsce, są oblegane również przez wypoczywających i niby relaksujących się ludzi. To nie to samo. W porównaniu do odpoczywających lankijczyków, nasi obywatele są nieustannie spięci i wmawiają sobie relaks :) Zwłaszcza gdy myślę o całych rodzinach. Lankijczycy wcale nie potrzebują aż tak wiele jak europejczycy, aby sobie wmówić czy przeliczyć na pieniądze, jak bardzo są lub nie są szczęśliwi. Oczywiście nie mówią, że mają gdzieś pieniądze. Jednakże szczęście dla nich to można ograniczyć do trzech rzeczy. Mieć dach nad głową (niekoniecznie betonowy), mieć rodzinę i aby tej rodzinie nie doskwierał głód. Wszystko co mają ponad to, to już dobrobyt. Niech nikt nie wmawia sobie, że tak jest u nas, ponieważ mając te rzeczy, u nas zaraz się zaczyna narzekanie, że nie mam samochodu albo mam gruchota, że mam za małe mieszkanie, że nie mam odłożone na emeryture, że nie stać mnie na wyjazd na porządny urlop, że to, że tamto. Tak jak wszędzie, tak i tutaj i w każdym kraju, nie istnieje coś takiego jak 100% pewności pracy w przyszłości. Firmy upadają, kontrakty się kończą, kataklizmy się od zarania dziejów zdarzają. Nawet coś co działa sto lat, wcale nie daje gwarancji, że za rok nie przestanie. Tutaj sobie szanują każdą pracę bardziej i widać na każdym kroku, przykładanie się do niej. Zasada że się robi jak się patrzy lub się patrzy jak się robi, tutaj zdaje się nie tylko nie mieć zastosowania ale również próba przetłumaczenia, mogłaby się spotkać z całkowitym niezrozumieniem tego powiedzenia.
Nawet zwykłe siedzenie i obserwowanie tych ludzi, sprawia przyjemność i pozytywne wrażenie :)