20.40. Określenie jako City, jest bardziej żartobliwe niż się to zwykło przyjmować znaczenie tego słowa. Choć jest to miasto na górze listy największych na Sri Lance, to trzeba brać pod uwagę fakt, że poza stolicą, wszystkie pozostałe miasta nie mają wiele wspólnego z dużymi miastami, poza samą liczbą mieszkańców. Centrum miast, tak i tutaj w Negombo, to z reguły miejsce gdzie są dworce kolejowe i autobusowe oraz nagromadzenie handlu i usług większe niż gdzie indziej. No i oczywiście z racji powyższego, dużo większe natężenie ruchu generujące klasyczny miejski jazgot i klimat. Dokładnie takie samo jest właśnie centrum Negombo. Targowiska, stragany, sklepy, jeden przy drugim, trzeci nad czwartym, piąty za szóstym. Aby choć rzucić okiem na każdą wystawę, trzeba by iść tip topem, powoli, niczym żółw, gdyż średnio przypada tutaj jakieś dwa sklepy na metr długości ulicy czasem. Salony i przestronne sklepy jakie zwykli europejczycy widywać u siebie, są tutaj zbędnym marnotrawieniem powierzchni oraz mam wrażenie czasem, żę Lankijczyk by się czuł jak wygnany z miasta po wejściu do ogromnego salonu gdzie zaledwie kilka osób byłoby w środku :) Oczywiście, idąc z prędkością żółwia, narażasz się na cokilkudziesięcio sekundowe pytania zarówno od przechodniów jak i taksówkarzy, czy sie przypadkiem nie zgubiłeś albo gdzie podążasz. Przecież nikt nie spaceruje po mieście, a już z pewnością, nie patrzy po sklepach wszystkich jakby chciał zwyczajnie popatrzeć. Nagromadzenie bazarów i targowisk, oferujących dosyć wąski repertuar mimo wszystko, więc nadzwyczaj często się powtarzających, jest niesamowite. Jakby każdy niewiele potrzebował sprzedać do przyzwoitej egzystencji.
W Negombo jest stary fort, zbudowany przed czterema wiekami, przez przybyłych tu w tym czasie Holendrów. Zabytkowe budowle to nie jest mocna strona Sri Lanki, przynajmniej nie w takim znaczeniu jak do tego przywykliśmy. Wybrałem się zatem również rzucić okiem na ten przybytek. Jak się jednak okazało na miejscu, nie jest to nic spektakularnego ani wartego nawet spaceru. Zarówno zewnętrznie, nie wyrasta to ponad poziom ziemi za bardzo więc nie ma specjalnie na co patrzeć, jak i wewnętrznie jest niedostępne, gdyż jest to cały czas w użyciu jako więzienie... dostać się więc tam zapewne można, jednak trzeba się nastawić na dłuższy pobyt :)
Tuż po sąsiedzku z fortem, aby nie rozczarować się zbędnym kierunkiem spaceru, jest usytuowany targ rybny. Bardzo znany jak się okazuje i największy w okolicznych miejscowościach. Znaleźć na nim można wszelkie owoce morza jakie tylko oferuje okoliczne życie podwodne. Ocean oblewający Sri Lanke, w swoim menu ma niesamowicie różnorodne gatunki. Zarówno pod kątem koloru, wielkości, kształtu jak i każdym innym, jest w czym wybierać. Większość oferty to oczywiście świeże połowy, są też jednak suszone. Nie wędzą ryb, ale sposób suszenia niewiele się różni od naszego wędzenia. Nie ma to zapachu dymu tylko :) Suszenie odbywa się poprzez rozłożenie przygotowanych ryb na ogromnych płachtach na plaży, pozwalając gorącemu słońcu zrobić wszystko co konieczne z mięsem aby pozbawić je wody i przygotować do dłuższego, niepsującego się leżakowania. Wygląda to dosyć niesamowicie, ta specyficzna wędzarnia, napędzana darmowym słońcem gdzie tak gorące warunki, nawet robactwa ani ptaków nie przyciągają by rzucić się na pozornie łatwy łup. idac wzdłóż plaży za targiem rybnym, można zaobserwować jak podzielone są partie między poszczególne osoby, gdzie jedni się zajmują mniejszymi i nni większymi sztukami, na różne sposoby przygotowanymi. Widać także kolejne stopnie/etapy suszenia, wraz z upływającym czasem jak były rozkładane i się suszą.
W zatoce, nad którą leży najbardziej ruchliwa część miasta, widać jak sporym elementem lokalnej gospodarki jest rybołówstwo. Mnóstwo (mniej lub bardziej tradycyjnych) kutrów jak i innych jednostek pływających, służących do połowu oblega sporą część brzegu. Stosunkowo płaskie ułożenie terenu w okolicy, pozwoliło dawniej wybudować kanały, które służyły do transportu w czasach gdy nie zawsze można było używać zwierząt czy samochodów a transport drogą wodną był tańszy i łatwiejszy. Do dnia dzisiejszego kanał istnieje i w dalszym ciągu, choć w dużo mniejszym stopniu, jest używany. W ramach atrakcji lub doświadczeń, można nim przepłynąć, utrzymana jest drożność. W dalszym ciągu dla ludzi mieszkających w pobliżu, stanowi łatwiejszy i mniej zatłoczony sposób na dotarcie do centrum miasta. Nie jest jakoś specjalnie widowiskowy. zwyczajnie praktyczny, kilkumetrowej szerokości.
W centrum miasta, zarówno ceny normalnieją jak i mniejsze jest parcie na upolowanie turysty. Bardziej lokalne miejsca, położone poza typowymi miejscami i ścieżkami turystycznymi, wręcz potrafią jak w wielu miejscach, powodować ciekawość Lankijczyków "co on tutaj robi". W pozytywnym stopniu i znaczeniu. Uśmiechną się, przywitają :) Pomogą jeśli o coś spytać. Naturalne spojrzenie, bez błysku dolara na widok turysty. Z natury sympatyczni ludzie.