15:50. Zdażyło wam się kiedyś pomieszać dni ? Nie pytam o to, że na urlopie, pijąc kolejne piwo, odkrywacie że dziś czwartek a nie środa czy piątek. Nie chodzi o to, że w pracy czujecie się jakby był czwartek i odkrywacie, że jest środa. Takie konkretne pomieszanie, jak mialem dwie godzinki temu... Przebywszy 50km mnie od niego dzielących, przy wejściu na lotnisku, mundurowy sprawdzający mój bilet mówi, że nie mogę wejść z tym biletem, pokazując na datę, że to nie ta ! Dla mnie to jak jakaś bajka, fikcja zabrzmiało. Patrze na bilet, patrze na date. No faktycznie, bilet jest na jutro. Patrzę w notatki, sprawdzam hotelik gdzie się dziś wymeldowałem... Wszystko się zgadza. Miałem rezerwację do jutra. Wczoraj byłem cały dzień przekonany, że zrywam się dziś, więc się zebrałem. Przy wymeldowaniu, myslałem że pomineli jeden dzień i miałem go gratis przez zmiane pokoju. Na lotnisku jednak, sprawdzilem wszelkie notatki i najzwyczajniej w świecie, podświadomość jakaś, wygoniła mnie z tego siedzienia. Niezliczoną ilość razy patrzyłem na bilet, wczoraj nawet ładną rozpiskę sobie zrobiłem żeby sobie noclegi i dalsze dni poorganizować, a to mimo wszystko, jakoś mi przeskoczył dzień wylotu :) Teraz się cieszę, że jestem dzień wcześniej a nie dzień później :D Wracać nie będę do tego samego miejsca bo to trzema busami jakieś 3 godzinki. Starczyło na dziś mi już busików. Fajnie ale lepiej nie przedawkować. Poodkrywam zatem miasteczko leżące na swoistym półwyspie, tuż niedaleko lotniska. Vasco da Gama. Trzeba będzie gdzieś pogrzebać głębiej skąd taka oryginalna nazwa (dla niewtajemniczonych, Vasco da Gama to podróżnik z epoki Krzyśka Kolumba, żeglarz, podróżnik, odkrywca). Wyłapanie jakiegoś stosunkowo sympatycznego i budzącego zaufanie a przy tym nie natrętnego taksiarza, zajęło kilka chwil, ale udało się. Wybrałem kolejny środek transportu, u nas niespotykany, mianowicie taksówkę-motor. Co tam zwykła taksówka... Wiatr we włosach ! To jest jazda :) Oczywiście, stawke w tej części świata się zawsze ustala i negocjuje przed startem, zanim się zgodzisz i wsiądziesz, bo po fakcie to pozamiatane, zapłacić musisz ile zawoła. W pakiecie wynegocjowałem również, znalezienie niedrogiego hotelu. Więc za piątym podejściem, się udało bo cztery pierwsze były juz pełne. Cóż, musiał wozić i załatwiać, taka umowa. Powiem wam, że jak się już człowiek oswoi z tym światem, to jest on przyjazny i w wielu kwestiach lepszy od naszej europy. Te cywilizowane normy w krajach przodujących, może i powodują, że jest czyściej. Może mniej ludzi jest biednych (albo przynajmniej takie wrażenie się odnosi). Może i każdy ma spłóczkę w kiblu zamiast wiaderka w kiblu i może sobie usiąść a nie musi kucać. Jednak tutaj ludzie, żyją obok siebie, rozmawiają, są dla siebie otwarci, dzielą się biedą, pomagają często, są razem. Pierwszy świat - ludzie widzą się przez ściany, ewentualnie uśmiech numer cztery wymuszony, niech go przypadkiem ktoś nie dotknie, bo ubródzi czy zarazi, kontakt najlepiej życzenia raz do roku (świąteczne czy sylwestrowe). Nie tylko się zamykają w swoim świecie, w swoich mieszkaniach, w swoich pokojach ale także w swoich myślach, w samych sobie. Budują mur wokół siebie a na jego zewnętrznej stronie, maluja fikcję daleką od tego co w środku jest.
Dobra, bo się rozpędziłem :) Ok, jestem w mieście nieplanowanym więc spróbujmy coś zobaczyć, póki dzień. Arbuzy swą czerwienią mnie kusiły, może się uda dorwać :)
21:00. Dorwałem arbuza... wypas o tej porze roku. Żeby był jakiś rewelacyjny... nieee, taki normalny, dobry ale normalny. Jak narazie zjadłem kilka różnych owoców w Indiach ale żaden mnie specjalnie nie powalił na kolana. Takie zwykłe jak u nas w sklepach. Sklepiki, stragany i wszelkie życie kręcące się w temacie handlu, handelku, zaczyna się zwijać po 22-giej dopiero, niektórzy do 23-ciej nawet funkcjonują. Tak samo jak w większości miast w Indiach. Nawet bary lokalne i działające głównie dla tubylców, się do maksymalnie 23:00 zamykają. Jeśli jakaś restauracja jest usytuowana i ukierunkowana dla i na turystów, to można ją spotkać dłużej funkcjonującą.