Dziwna rzecz się działa w nocy. Odgłosy jakieś za za okna i z sufity zaczęły dobiegać i mnie obudziły. Słuchałem kilkanascie sekund zanim załapałem, że to deszcz w dachówki uderza.Pokój był w budynku gdzie mieściły się trzy takie same a czwarte pomieszczenie było wspólną łazienką. dwie ściany pełne po bokach, na trzeciej drzwi na wprost przeciwległej z oknem. Sufit to nie do końca sufit. To dach bezpośrednio. Klasyczny, pokryty dachówkami, bez żadnej izolacji czy wygłuszania, przenosił do środka odgłos spadających kropli, które słychac było, uderzały pełną siłą a po głośności wnosić można było pokaźnych rozmiarów krople. Uśmiechnąłem się do siebie, lekko rozbudzony i w myślach sobie powiedziałem "no tak, przecież wyjątkowo, wieczorem sprawdziłem pogode dla wybrzerza indyjskiego, morską pogodę, gdzie zapowiadali drobne opady... więc czemu się dziwię :)".
Rano obudziłem się w kompletnym stanie niemalże lenistwa. Krótki spacerek wykazał, że pogoda zgodnie z wieczornym sprawdzeniem, będzie lekko w kratkę. Co półtorej średnio godziny miało być parę minut dosłownie deszczu. Opady oraz słaba widoczność spowodowały, że postanowiłem poleniuchować dzień cały. Wyszedłem tylko na posiłki trzy za dnia, które upewniły mnie, że pogoda jest średnio atrakcyjna jak na krajobrazowe wycieczki. Wieczora minionego spacerując po plaży, upatrzyłem sobie wzgórze małe, z którego powinny być ładne widoki na okolice i plaże. Większego sensu nie widziałem się wybierać tam skoro słaba widoczność była. Więc trochę w łóżku a trochę w ogrodzie, poleniuchowałem i zorganizowałem trochę noclegów na następny tydzień.
To, że w sumie był lekko chmurny dzień, w żadnym razie ludziom nie przeszkadzało w wyjściu na plażę. Temperatura dalej sie utrzymywała w okoliczach 30 stopni, zarówno oceanu jak i powietrza.