13:45. Wczoraj sobie postanowiłem, że wyjeżdżając z Bombaju, przejde ten kawałek do dworca co nie podołałem na starcie. Sprawdziłem mapę, jedyne 5km, pikuś. droga prosta, wszystko ładnie. Dziś rano, postanowiłem się upewnić, czy aby na pewno wyjeżdżam z tej samej stacji. W końcu, duże miasto. No i się zdziwiłem :) Dobrze, że sprawdziłem bo bym się dwa razy przespacerował niepotrzebnie. Wyszło na to, że pociąg wyjeżdża ze stacji, od której nocuję jakieś 400 metrów może. przynajmniej się tyle nie spocę ;)
Indie potrafią zadziwiać na każdym kroku. Gdy już się człowiek przyzwyczaja do pewnych różnic, zawsze jest odkrywczy policzek, który szokuje. Zepsuła się ciężarówka na drodze... kilka krzewów, przytrzymanych kamieniem, ustawione 20 metrów za nią i już jest ostrzeżenie. Po co komu trójkąt. Nie istnieją rzeczy których się nie da przenieść. Nawet środek transportu, nie jest jakoś specjalny wymagany. Przewiozą wszystko w tym co mają akurat. Rower na skuterze, płyty półtora metrowe na motorze. Pięć butli z gazem, takich dużych, kilkunastokilogramowych każda, 5 sztuk na bagażnik rowera ? Nie ma problemu. Choćby coś miało wystawać po metrze na każdą strone, czy ciągnąć się dwa metry za pojazdem, da się. Nawet ciężarówki potrafią być obwieszone dodatkowymi worami, odstającymi po przeszło metrze w każdą stronę. W slamsach widziałem gabinet protetyka, pierwszej klasy :) Koleś na macie siedzący, jak kazdy na ulicy, rozłożony ze swoim towarem, miał wyłożone różne szczęki. Żeby one jeszcze chociaż czyste były. Niektóre wyglądały jakby trzeba było je szczotką drucianą doszorować. Jego "pacjentka/klientka" przymierzała kolejno te które jej podawał. Zapewne wszystkie zdobyte od zmarłych lub znalezione w inny sposób. Jak już coś robią, to choć może to wyglądać niedbale, często Indyjczycy się do tego jednak przykładają. Zależy im z reguły na trwałości. Cegły sami wypalają poza miastem w piecach, nie robi się tego w faabrykach żadnych nowoczesnych. W jednej z nich widziałem, jak pracownik przerzucał je do załadunku (bo nikt tam paleciakiem nie operuje, jeśli w ogóle wiedzą o istnieniu takich rzeczy. Rzucając cegły na przyczepe, latały pare metrów lądując jedna na drugiej. O dziwo, wytrzymałość konkretna bo nie było żadnych połamanych czy ubitych.
Tak z grubsza wyglądają Indie. Przechadzając się uliczkami miast, notorycznie przekąski znajdujesz (odpowiednik fast food'a) ale dużo lepszej jakości i zależnie od kaprysu, w przedziale cenowym 50gr do złotówki. obiad czy kolacja, jak zaszalejesz to wydasz i z 15-20zł ale można sobie spokojnie, dobrze zjeść za 4-5zł. Wczoraj pierwszy raz trafiłem, więc sie skusiłem, na wołowinę. Nad kasą wisiał katolicki obrazem, więc pewnie właściciel nie miał problemów z miesem, jedzeniem i przygotowaniem :) Coś ala gulasz z wołowego mięsa, wybornie smakujący. Choć bardziej zamówiłem z racji urozmaicenia niż żebym czuł niedobór czerwonego mięsa. Bardzo często można spotkać dania z opisem "Mutton", które to są niczym innym jak kozami, do których się przymierzam ale jeszcze się nie zabrałem. Wegetariańskie jadło jeszcze mi nie obrzydło :)
17:00. Dzień mija na dopinaniu paru rzeczy. Organizacja noclegów kilku na Sri Lance, odesłanie paru drobiazgów do Polski, szkic dotarcia jutro z dworca do noclegu, co jest sporym dystansem i w sensownnej cenie nie jest to proste. Obiadek zjadłem nad wyraz wypasiony, prawie mnie rozsadza. Zapas energii na nocny pociag. Dopcham tylko czymś przed wyjazdem. Na dworcach jak się okazuje, mnóstwo jest większych i mniejszych rzeczy do zjedzenia i to w przyzwoitych cenach. Przechodząc uliczkami, które jak zwykle były zawalone straganami, dostrzegłem coś innego. Krótkie spodenki. Poże i zabawne ale ostatnimi miesiącami mi większość się wykończyła więc ostatnimi czasy się rozglądałem mimowolnie za czymś takim. W polsce zimą nie do dostania przecież. No i udało się. Choć myślę, że sprzedawca się za szybko poddał w targowaniu się więc pewnie przepaciłem. Zaczął od 250 ale uparłem się, że dam maksymalnie 150 rupii. Targ trwał niespełna minute i uległ moim 150, więc nabyłem spodenki. Wydają się być solidne i porządne "Made in India" a na nasze to jakieś 9zł więc to i tak jak za darmo. Teraz sobie przypomniałem, że wczoraj widziałem na jakichś straganach czy sklepowych witrynach wyprzedaż spodni dżinsowych za 150-250 rupii więc może powinienem o takie spodenki powalczyć o stówke.
W Indiach mają nadwrażliwość często na punkcie bezpieczeństwa. Praktycznie każde publiczne miejsce, obsadzone policją lub strażnikami, bramki do detekcji metalu, rozpiski czego nie wolno wnosić. Nawet w Starbucks'ie czy dwóch widziałem takie akcje, bramka i rewidowanie klientow. Chociaż te kontrole są mało dokładne, bo często scyzoryk przemycam, to turystów z dystansem traktują czasem. Kamery potrafią zatrzymać aby zwrócić przy wyjściu. Wywiedziałem się, że to przez Pakistan bo ich konflikt raz na jakiś czas owocuje zamachami pakistańczyków w Indiach. Co innego w świątyniach. Dopłaty do biletów jeśli w niektórych chcesz wejść z aparatem i zdjęcia robić. W Udaipurze do wniesienia kamery czy robienia zdjęć w pałacu, też trzeba było dopłacić. Największym obostrzeniem jakie widziałem, to jakaś znana świątynia w górskich terenach na trasie do Udaipur. Zakazane było wnoszenie wszelkiego jedzenia, napojów, papierosów , żadnych skórzanych artykułów (pasek do spodni, torebka itp), parasolki, komórki, radio. Wejście obowiązkowo oczywiście boso lub w skarpetkach co najwyżej, wymagane stosowne ubranie (długie spodnie/spódnica, zakryte ramiona). Zakaz wstępu kobietom mającym okres. Masakra.
Jak się okazuje, większość emisji w kinach to kino rodzime, Boolywood rządzi :) Jest ono w oryginalnym języku i nie ma anglojęzycznych emisji jak i napisów. Mając jednak czas i sposobność bo się przed chwilą natknąłem na kinoplex, postanowiłem zahaczyć jakąś hollywoodzką produkcję, jest w wersji oryginalnej ponoć. Do wyboru miałem dwa filmy tylko, z czego jeden zbyt blisko odjazdu pociągu się kończy więc pozostało mi obejrzeć "Mama", aby podgladnąć zachowanie tubylców w kinie.
20:00. Ok, Myślałem, że nic specjalnego w kinie nie odkryję, jednak nieustannie mnie zaskakują. Trzy niespodzianki, które przedstawię w kolejności celowo zmienionej aby zostawić najlepsze na koniec. Pierwsze to film się rozpoczął punktualnie, bez żadnych reklam czy zapowiedzi. Druga, aby nie było tak wesoło i szokująco, przerwa (14 minut) była w połowie filmu. Głównie muzyka leciała i pare reklam i zapowiedzi również. Co ciekawsze, w barze przed seansem mozna sobie zamówić picie czy jedzienie, cokolwiek mają w menu i przyniosą to w czsie przerwy do twojego miejsca w czasie tej przerwy. Przerwa w połowie może mieć zbawienny skutek dla niektórych osób ze słabym pęcherzem, które nie chcą tracić nic z filmu. Teraz najwieksza niespodzianka. Powaliło mnie niemal na kolana i tylko z powagi sytuacji i szacunku do ich kultury, nie parskąłem śmiechem. Dwie minuty przed rozpoczęciem seansu, wyświetlono powiewającą flagę Indii i odtworzono ich hymn narodowy ! Wszyscy stali a niektórzy nawet śpiewali.