15:10. Ostatni dzień w Udaipur. Kilkugodzinny spacerek po południowo-wschodniej części miasta, większych rewelacji i odkryć nie przyniósł. To samo co wszędzie. Dwie godzinki, w międzyczasie po parku spacerując, pozwoliły trochę odsapnąć od zgiełku ponieważ było nieco ciszej. Park, choć podziellony na sekcje z różnymi drzewami, głównie owocowymi, jakoś specjalneie wizytówką miasta także nie jest. Średnio zadbany a miejscami wręcz zapuszczony, niemniej jednak z potencjałem. Ostatnie półtorej godzinki spaceru na orientację w terenie, po nieturystycznych uliczkach, było ciekawsze. Ludzie w większości żyją na niemal dosłownie kilkunastu metrach kwadratowych. Warsztaty, miejsca pracy, sklepiki, często mają powierzchnię 4-6 metrów kwadratowych a nie zdziwiło mnie już bardzo jak widziałem takie półtora metrowe dosłownie. Jeśli coś jest wymagajace przestrzeni większej niż się dysponuje, to się zajmuje bezpośrednio przed posesją, chodnik albo i ulice. Handel kamieniem ? Przecież nie będzie sobie do środka wsypywał. Niech leży na chodniku. Płyty marmurowe, kilkumetrowe bambusy, dywany, blachy, szlifowanie, cięcie, cokolwiek. Stoiska obwoźne od owoców do minibarów, na wózkach dwu a czasem czterokołowych, napędzanych własną siłą pchania lub ciągniecia. Standart. Myślę, że po półtora tygodnia, przywyka się powoli do industrialnego obrazka i zaczyna dostrzegać pewien ład i sprawność w tym, bądź co bądź, funkcjonujacym nienajgorzej systemie. Szybki lunch i zaopatrzenie jakieś na drogę bo czeka mnie noc w pociągu.
19:00. Dotarcie na stację było szybciutkie. Neeraj opowiadał coś o pół godzinie, tymczasem było to może z dziesięć minut. Odnalezienie pociągu nie było większym problemem, choćodpowiedni wagon, to już twardszy orzech do zgryzienia. Niemniej jednak, także się udało. Niewiele czasu po wejściu na peron, gdy próbowałem rozgryźć jak działa system oznaczeń wagonów abym dowiedzieć się, który jest mój, przyuważyłem trójkę (jak się później okazało) Szwedów, którzy swoim zachowaniem, wygladali jak moje odbicie. Dwukrotne przejście wzdłóż pociągu, nie pomogło im rozwikłać zagadnik z właściwym wagonem :) Poszli w moje ślady i dorwali kolesia przypominającego konduktora, który wskazał nam odpowiedni wagon, ni w ząb jednak nie znając angielskiego. Jeden z ich trójcy, wylądował w moim przedziale więc znowóż okazja była do wymiany doświadczeń, wrażeń i podzieleniem się wskazówkami o Indiach. Generalnie, rozmawiając już z dziesiątkami ludzi, czasem 5-10 minut, czasem kilka kwadransów czy godzin, jeśli są to turyści, to tematyka jest podobna. Rozmawia się o tym gdzie kto był, skąd jest, co go urzekło, jakie wrażenia, podaje się odkryte sposoby na różne zachowania tubylców aby oszczędzić sobie zbędnych wydatków, ostrzega przed niektórymi miejscami czy zachowaniami. Choć tematyka wydaje się wąska, to każda jest mimo wszystko indywidualna. Szwedzi to kolejne osoby, które również po wyjściu z metra w New Delhi, pierwsze myśli po wyjsciu z szoku to zwrot w tył i ucieczka. Gdyby zakup biletu na samolot nie był obarczony wcześniejszym zakupem, gdyby można było od ręki wejść i kupić bilet za normalną cene, to pewnie w New Delhi, często można by się spotkać z ludźmi wracającymi dosłownie po kilkudziesięciu minutach :)