21:00 Niedzielny dzien upłynął na spokojnie. Zacząłem od wyspania się ciut lepszego. Polegiwałem w wyrze az do prawie dziesiątej. Choć zgiełk indyjski za oknem i tak mnie obudził już około ósmej. Śniadanie dzisiejsze było z polecenia. Na tablicy w hoteliku znalazłem kilka podziękowań za pobyt od różnych ludzi. Na jednej z kartek, grupa francuskich dziewczyn wychwalała naleśnik cytrynowy na słodko (czy jak to sie tam tłumaczy... sugar lemon pancake). Faktycznie, szokująco dobre :)
Kilkugodzinne zwiedzanie Pałacu miejskiego w Udaipurze, pokazuje swoistą potęgę tego kraju. Obecny władca kraju, w prostej linii wyprowadzone drzewo genealogiczne potwierdza, wywodzi się z półtoratysiąca letniej rodziny władców tego kraju. Pałac to bardziej powszechne określenie w Indiach niż w Europie. U nas raczej są pałacyki malutkie a co większe to już zamki. Tutaj, pałac jest z reguły tak duży, że powierzchnią bije na głowe conajmniej większość europejskich zamków. Oczywiście wszystkie muzealno-historyczne dowody, począwszy od broni, przez przedmioty a skończywszy na korytarzach, potwierdzają że mieszkańcy tego kraju byli drobnej budowy. Niejednokrotnie przymierzając dłoń do ich broni, musiałbym miec jeden palec mniej by to sprawnie trzymać. Krocząc korytarzami i przejściami miedzy komnatami mieszkalnymi, schylać się niczym na okrecie wojennym, z racji niskich framug. Zadziwiające jest zatem, dlaczego niejednokrotnie spotkałem się z nadzwyczaj jak na taki wyglad mieszkańców, z wyjątkowo wysokimi progami. Niektóre potrafiłu przekraczać 30cm co dla mnie jest męczące przy dłuższych wspinaczkach i pozwala pojedyńczo stopnie pokonywać. Dla nich to musiał być rodzaj wspinaczki wysokogórskiej niemalże.
Niedziela pozwala większości ludziom odpoczać. Oczywiście, część pracuje, głównie usługi bo ludzie jeść chcą i muszą, ale i sklepy z pamiątkami niektóre są pootwierane. Większość jednak zamknięta i ma dzień wolny. Spacer do parku, posiedzieć nad rzeką, zwolnić trochę tempo.