13:00 Indie podzielone są na dystrykty. Mocno to nie dziwi, w końcu to ogromny kraj. Jaipur jest stolicą Rajasthan'u. Jest także bardzo dużym miastem. Umiejscowienie go pomiedzy swobodnie rozrzuconymi w niewielkich odległościach wzgórzami, powoduje, że nie dostrzega się w ogóle jego rozległości i liczebności. Wrażenie sprawia jakby było to zwykłe kilkuset tysięczne miasto. Nic bardziej mylnego. Jest to wielomilionowe centrum tego dystryktu. Jest wiele rzeczy które produkowane są tylko tutaj i na cały dystrykt exportowane. Jako stolica ważnego ekonomicznie fragmentu kraju, ma także swoje historie i imponujące budowle. Najznamienitsza jak i największe wrażenie robiące jest Amber Palace, zwany także Fort Amber. W rzeczywistości, jest to rzekłbym, kompleks bardziej niż jednofunkcyjna budowla. Jest to mocno ufortyfikowany pałac. Zapewne królewska rodzina mogła się tam czuć bezpiecznie ponieważ usytuowanie jest mocno defensywne. Całość wzniesiona na małym wzgórzu po części otoczona przez jezioro oraz dodatkowe mury. To wszystko pozwala się dobrze bronić. Wysokie mury głównej cześci, dodatkowe mury u podnóża fortyfikacji ( to wszystko na małym wzniesieniu więc najeźdźca mial zawsze pod górkę). Kolejne zabezpieczenie części przez jezioro częściowo okalające kompleks. Dodatkowo duża część Jaipur'u jest otoczona murem na wzór chińskiego muru.robi to całkiem niezłe wrażenie, patrząc po wzgórzach okolicznych z najwyższych części pałacu, jak biegnie solidna konstrukcja po grzbietach i przełęczach okalających górek. Co niewielki odstęp muru, osadzona wieża lub inna konstrukcja skupiająca większą liczbę jednostek w dawnych czasach. Pomimo tego, konstruktorzy przewidzieli możliwość ucieczki i zbudowali specjalny tunel który łaczył pomieszczenia królewskie i wyprowadzić nim można najważniejsze osoby ponad dwa kilometry poza fortyfikacje. Tunel miał służyć do ucieczki ale jego rozmiary szokują. szeroki na jakieś 5 metrów a wysoki na przeszło dziesięć, robi wrażenie jakby eskadra słoni miała nim uciekać :) Słonie w tej części kraju są mocno popularne i oczywiście kroczą ulicam nosząc głównie turystów. Czasem można jednak dostrzec także jak dzwigają ładunki różne. Zwierze to jest raczej powolne i nawet nieśpiesznym krokiem idąc, spokojnie sie słonia wyprzedza. Nie wiem jakie tempo osiąga w galopie jednak :D Krocząc komnatami, zmieniając poziomy, oglądając kolejne pomieszczenia, uświadomiłem sobie, że ten mocny akcent militarny w dotychczasowych fortach nie powinien dziwic. Fort miał za zadanie przecież mieć charakter czysto militarny i wojskowy. To, że są tam jakieś dziedzińce dla maharadży czy zdobienia komnat dla wielmożnych, to tylko dlatego że często wizytowali wojska więc żołnierze musieli widzieć potęgę szefa, więc być tak musiało. Dopiero w tym pałacu zauważyłem, że sekcje mieszkalne itp, nie różnią się aż tak mocno od europejskich, jest sporo pomieszczeń itp. Fakt, inny układ. Europejczycy robili korytarz i przy nim pokoje, pomieszczenia. Tutaj z racji cieplejszego klimatu jak i kultury czy zwyczajów, z reguły są to odsłonięte dziedzińce a wkoło nich umieszczone są pomieszczenia z wyjściami na dziedziniec. Do toalety, innego pokoju, łazienki czy innego typu pomieszczenia, przechodziło się przez dziedziniec zadaszony po zewnetrznej stronie aby w razie deszczu nie moknać lub skryć się przed słońcem. Nieodzownym elementem każdego dziedzińca jest z reguły centralnie umieszczona altanka. Oczywiście oni maja swoje dziwne nazwy na to, ale dla nas to jest altanka :D oczywiście kamienie, marmury itp rzeczy wszedzie. Nie jak w europie, cegły, deski drewniane konstrukcje. Kamień jest trwalszy i odporniejszy na zniszczenie a władcy indyjscy mieli trochę fioła na budowaniu aby trwało wiecznie i było odporne na czas. Pewnie dlatego czterystuletnie elementy czesto robią wrażenie jakby miały kilkadziesiąt bo europejski mózg i doświadczenie mówi, że tyle wytrzymuja budowle a jesli sa starsze i stoja to juz kilka razy byly przebudowane albo rekonstruowane bo drewno jest nieodzownym elementem u nas. Jak już kamienia używano, to malowano na nim rożne kolorowości a u nich się rzeźbiło w kamieniu. Płotek więc w ogrodzie, wyrzezbiony z marmuru czy innego trwałego kamienia, cały czas działa i może mieć czasem pęknięcie, ale swoje cztery setki ma. Dalej jest biały. Gdzie u nas... jakby to powiedzieć... płotek już tyle razy był zmieniany, że nie ma żadnej gwarancji, że choć troche przypomina ten co był oryginalnie tam zrobiony. Wytrzymałość ? Ha ! dziedziniec wyłożony kamieniem dwie setki lat temu, dalej działa i ma się świetnie i nawet nie powyginał się ani kolein nie ma żadnych pomimo, że wiedzie przez niego ścieżka dla słoni. A przechodzi ich tam dziennie tak na oko kilkaset conajmniej. Trzeba przyznać indianom, że budować to potrafili. Widać, że oni obrabiali kamienie już podczas gdy my używaliśmy ich jedynie do krzesania ognia lub polowania na kobiety (choć jest teoria, że maczugi niektórzy używali do polowania ;) )
22:00. Sprytny maharadża któryś, wymyslił sobie pałac na wodzie. Jak sobie umyślił, tak i go zbudował (spokojnie, nie własnoręcznie;) ). Z sąsiedniego jeziora, poza głównymi murami, spuszczono wodę, wybudowano wodę i postawiono ładny pałacyk. Wodę napuszczono ponownie i tak już trzysta lat, wznosi się na jeziorze ładny pałacyk, którego woda jakoś nie rusza. Rzecz która się rzuca w oczy to wygląda jakby był niedawno wybudowany, pomimo, że architektura mówi coś innego. Wygląd swój świeży zapewnia mu jeden z lokalnych festiwali dorocznych, który z racji swojego zwyczaju powoduje, że pałac ten jest tuż przed festiwalem odmalowywany aby wyglądał "na wyjściowo". Poza tym 2-3 razy w miesiącu wpuszcza się jedynie kilka osób do posprzątania i zamiatania. Pozostały czas stoi pusty i obowiązuje całkowity zakaz wstępu na niego. Tak więc zabytek zatrzymał się w czasie i robi tylko dobre wrażenie tysiące razy dziennie jest utrwalany przez turystów.
Tak jak Agra jest zwana także "marmurowym miastem" z racji swych tradycji w rękodziełach marmurowych, tak Jaipur jest zwany "różowym miastem" (pink city). Wzięło się to jak się dowiedziałem, od tego że centrum miasta jest całkowicie w kolorze różu i lekkiej czerwieni. Podobniez jeden z dawniejszych możnych tak sobie uwielbił ten kolor, że kazał wszystkie glówne ulice na róż zrobić. Tak więc pałac miejski w centrum jak i wszelkie budynki, są utrzymane od setek lat w kolorze różowym. Ale spokojnie, tak przykuwa uwagę zgiełk i gwar uliczny, że nie przeszkadza taka ilość różu za bardzo :)
Codziennie jem coś innego, kosztuję różnych potraw. Oceny najgorsze są na poziomie "całkiem niezłe" ale większość kwalifikuje się gdzieś pomiędzy "wypasione" a "zajebiaszcze" z ewentualnym akcentem na "jak oni na to kurka wpadli". Często bierze się to nie tyle z jakichś niesamowitych składników jakimi dysponuja czy coś takiego. Jak wnikam czasem czego nawrzucali do tego co mi zaserwowano, okazuje się, że zasadniczo wszystko jest u nas także dostępne. Coraz bardziej zaskakujące jest dla mnie sytość niepozorna. Podrzucają niewielkie porcje a na koniec jakoś tak zazwyczaj mam, że czuję się jakbym wsunał conajmniej 2 porządne porcje jak dla chłopa. A to zazwyczaj i tak jest vegetariańskie :) Podział w menu just troche dziwny. Europa ma dania normalne i ewentualnie sekcje wegetariańską w menu. Totaj wszystko jest oznaczone "veg." lub "non veg.". Jeśli się zdarzy że coś jest nieopisane, to z domysłu jest wegetariańskie. Nie wiem czy pisałem o McDonaldzie ;) Trochę chybiony pomysł z tą restauracją tutaj. Wielka tabliczka przy kasach "nie serwujemy wieprzowiny ani wołowiny". Indyjski Mac to takie troche połączenie baru sałatkowego z KFC bo kurczaki są :)