Żeglarska praktyka pokazuje, że pogoda i warunki na wyspie to jedno a kilka mil od brzegu wyspy, to zupełnie co innego. Kolejny dzień, był klasycznie, kolejnym dniem o bezchmurnym niebie, gdzie poza wyspiarskimi elementami, cały pozostały krajobraz osiągalny okiem był to błękit który dzielił się między niebo a morze. Gdy tylko przebywało się w miejscu osłoniętym od wiatru, który w tym okresie był wiatrem z kierunków północno-wschodnich, to słońce potrafiło rozebrać nawet największych zmarzluchów.
Gdy jednak wiatru nie powstrzymywały zabudowania, wzniesienia, wyspy i inne elementy, po odpłynięciu od brzegu i opuszczeniu zatoki, nie tylko fale przypomniały nam o tym, że jesteśmy na morzu ale i wiatr wiejący od strony leżącej tysiące kilometrów Rosji, często kojarzonej dość chłodno.
Nie inaczej było dziś, gdy to wiatr wiejący nam od burty, nie tylko rozbujał nam łajbę, ale również przewietrzył solidnie. Wysokie fale, silny wiatr, grzywy na morzu i mokry pokład... w skrócie „żeglarstwo” :-)
Choć dystans nie był jakiś ogromny, to warunki i siła wiatru pozwoliły nam przemknąć w mgnieniu oka, przynajmniej gdy stoi się za sterem, osoby intensywnie próbujące złapać pion, mogą odnieść wrażenie, że to syzyfowa praca ;-)
Celem naszego dzisiejszego rejsu, było między innymi, uleczenie zmęczonych ciał w wiosce słynącej z termalnego źródełka, którego historia jest zamierzchła. Loutra, jako jedna z najpopularniejszych lokacji na tej wyspie, przyciąga wiele osób z różnych powodów, wśród których najczęściej wymieniane są:
- gorące źródła termalne o zdrowotnych właściwościach,
- bogaty wybór wieczornych rozrywek oraz dobrych i zróżnicowanych restauracji,
- niedaleko ulokowana jest osada archeologiczna, która odkrywa najstarsze odkryte znaki osadnictwa na Cykladach, które datuje się na sprzed około 10-12tys. lat.
Pomijając osadę archeologiczną, potwierdziliśmy dobrą kuchnię, później udaliśmy się na spacerek wzdłuż wybrzeża w kierunku wschodnim, docierając do odległego zakątka zatoki, położonego malowniczo wśród surowych pagórków. W zatoczce tej, natrafiliśmy na ciekawie położone restauracje i kapliczkę, gdzie również nie omieszkaliśmy zasiąść by zaznać greckiej gościnności i sympatyczności gospodarzy.
Wieczór, gdy chłód nastał a wiatr i fale zelżały, uznaliśmy za stosowny moment by udać się do skromnego baseniku zapełnionego bieżąco napływającą gorącą wodą z termalnych źródeł. Choć za dnia nie robił aż takiego wrażenia, gdyż wysoka fala powodowała napływ chłodnej morskiej wody do basenu przy samym brzegu, to wraz z ustaniem fal i wiatru, cały basen wypełniła gorąca woda. Co prawda większość osób, z niewiadomych przyczyn, nie przekonała się do skorzystania z tej atrakcji, ale szczerze jestem przekonany, że mają czego żałować, gdyż stwierdziliśmy że pomimo chłodu na zewnątrz, skorzystanie z tej opcji, było doskonałym pomysłem a zrelaksowanie i samopoczucie po tej kąpieli, pozostało niezapomniane :-)