13:43. Wyobraźcie sobie najgęstszy las jaki widzieliście. Dodajcie do tego obrazu jakby padało intensywnie przez ostatnich kilka godzin. Wszystko przy temperaturze 28 stopni co najmniej. Prawie to macie. Tylko jest dwa razy bardziej zielono, mokro i wilgotno oraz słońce szaleje na bezchmurnym niebie. Oddychając, odnosi się wrażenie że w powietrzu jest dwa razy więcej wody niż tlenu. Pomimo ostatnich paru godzin bez deszczu, wszystko jest mokre lub co najmniej mocno wilgotne. Amerykańscy turyści jednak, burzą wszystkie filary tego uroczego środowiska. Przemierzając kamienno-betonowe ścieżki w klapkach i z ręcznikiem w ręku, przyodziani w stroje kąpielowe, gdyż nie przyszli do lasu dla lasu. Amerykanie tutaj przybywają aby zobaczyć i popluskać się w piętnastometrowej kałuży powstałej ze spadającego z 20 metrów wodospadu. Oczywiście, co najmniej 99% z nich ma noclegi mniej niż kilometr od plaży i jest na niej dziennie, ale do lasu z ręcznikiem... Focia udając foczkę w kałuży... Bezcenne.
Wrócą do domu i będą opowiadać jakiż niesamowity jest ten las. Gdy już udaje mi się od nich nabrać dystansu i odseparować dzwięki ich zachowania, słucham lasu. Jest wietrzyk nieustający ale liście nie szumią. Drżą, poruszają się za jego sprawą, lecz cicho, bezszelestnie. Szumi woda, szemrze nieprzerwanie. Niekończące się bogactwo tej wyspy, pluska wśród kamieni, rozbija między skałami, spada z nieskończonej liczby kaskad i wodospadów. Woda.
14:01. Ktoś mógłby spytać co to za las deszczowy, gdzie nie pada deszcz. Byłby to dobry moment gdyż właśśnie zaczęło. Tak jakoś z nienacka się zebrało i lunęło. Z tego co się dowiedziałem, deszczu w tym niewielkim lesie spada ilość, pozwalająca całkowicie zaopatrywać na bieżąco cały rok milionowe miasteczko. Pierwszych kilku kropli nieusłyszałem gdyż woda w strumieniu je zagłuszyła. Jednak szybko się rozlało intensywnym deszczem, którego nie sposób niezauważyć. Nawet pod wiatą, gdzie się na krótki postój zatrzymałem by odsapnąć trochę i skrobnąć te parę słów. Deszcz przyniósł orzeżwienie. Wraz ze wzrostem wysokości, niewiele spadała temperatura, jednak chmury i deszcz zrobiły swoje. Nareszcie przyjemny naturalny chłodek.
20:09. Umknęła mi jedna rzecz przy organizowaniu sobie wyjazdu do lasu. Jutro jest święto dziękczynienia, więc całkowicie wolny dzień. Efekt tego to zamierająca wcześniej komunikacja publiczna dziś a jutro bardzo mocno ograniczona. W przypływie lekkiego szczęścia udało mi się złapać ostatni busik, który tylko przypadkiem (jak wyjaśniła kierująca nim kobieta) wracał tak późno. Wracając z lasu na główną trasę by złapać busa, poznałem lokalnego kolesia, który dopiero co wrócił do rodzinnych stron po kilkulatach pracy w stanach. „Nie ma jak w domu, cały rok pieknie, ciepło i zielono” rzekł z uśmiechem :) Dowiedziałem się między innymi, że lokalni ludzie jeszcze czasem poszukują złota w rzece i okolicach nieczynnej już od dawien dawna kopalni złota. Kokosów nie ma ale daje się jeszcze czasem coś znaleźć i kilka dolarów dorobić.