19:55. Z każdym krokiem, odrywając się od wyspy samej w sobie i od historii, przyglądając się społeczeństwu jako takiemu, widać że to jest USA. Choć takie z bałaganem na zewnątrz. Miasto generalnie jakoś do czystych i porządnych nie należy, jednak wszędzie, na każdym kroku widać, że jest to amerykański styl życia wpleciony w latynoamerykańskie społeczeństwo czy też latynoamerykanie, którzy wzieli sobie ze stanów co chcieli. Jednym z najlepszych śladów mieszanki, zaskakiwani są kierowcy na drogach. Ograniczenia prędkości na znakach, podawane są w milach na godzine. Jednak dystanse do na znakach, odległości itp., podawane są w kilometrach. Można się zagubić. Amerykańskie uwielbienie do fast foodów, zabija oryginalność latynoamerykańskiej kuchni. Żeby coś lokalnego dostać w wersji normalnej a nie „fast” trzeba się mocno napocić i choć będize to dobre, to zanika. Pozostawiają swoje enchiladas i burritos z wyszukanumi farszami aby pozostał smak oryginalności. Reszta okazuje się amerykańska albo co najmniej zamerykanizowaną wersją jedzenia. Nachosy mają faktycznie niezłe. W europie ciężko o tak intensywny smak.
Kumulacją jest centrum handlowe Plaza Las Americas. Usytuowane w centrum miasta aby wszyscy mieli stosunkowo niedaleko. Powiedziano mi, żebym sobie na to zarezerwował większą część dnia. Hmm... zajęło mi to godzinę niecałą i to z zaliczeniem amerykańskiego „maka” jako sprawdzenie go w tym kraju. Klasyczne centrum handlowe, specjalnie nie odbiegające od europejskich, nafaszerowane niezliczoną ilością sklepów i butików oraz wszlekiej maści innych, typowych dla tego typu przybytku, instytucji.
Konsultacje wykazały, że jak i w europie tak i tam, dla tubylców to jest rodzaj rozrywki a dla przybywających z kontynentu Amerykanów, okazja na tańsze zakupy. Portoryko jest takim tańszym miejscem na zakupy czy wakacje dla obywateli USA bo aby tutaj się dostać to nawet paszportu nie muszą brać z domu. Jedzenie, picie, ciuchy itp., itd., wszystko tańsze, efekt nieposiadania wszystkich podatków jak normalne stany w USA.