05:00. New Delhi. Podróż aby dotrzeć do Indii, nie była ani szybka ani tym bardziej jak wycieczka rowerowa, czyli wsiąść i się przejechać. Począwszy od kombinacji jakie trzeba było wykonać aby zdobyć wizę a przez niekoniecznie najprostszą trasę jaką wybrałem. Jednakże dotarłem !
Czasu lokalnego wczesna godzina bo piąta przed świtem to nie jest nawet blisko południa. Cóż, nie wiem jak ja to wypatrzyłem, taką godzinę, gdyż byłem pewien, że ląduję popołudniu a nie rano o takiej porze. Chwila przerwy po odprawie celnej i odebraniu bagażu. Mimo zawiłej drogi jaką wybrałem, wszystkie elementy się świetnie ułożyły i zadziałały. Przerwy nie za długie ani nie za krótkie między etapami.
12:00. Na świeżo, póki wszystko się gotuje... Poranne notatki z lotniska, gdzie cisza i spokój panowały. Nie wiem tylko czy dlatego, że tam ciężko uzbrojone patrole pilnują porządku czy dlatego, że było tak wcześnie.
Dostałem się do centrum expresowym metrem bezpośrednio z lotniska i zdziczałem po wyjściu na zewnątrz. Jakby ktoś chciał opisu pierwszego wrażenia jak już się wyjdzie na miasto ze strzeżonych murów lotniska i dworca... byłby to jeden wielki krzyk !! AAAAAAAAAAAAA !!! Jak wyjście z leśnej chatki w pustym lesie, bezpośrednio na ulice trzeciego świata gdzie głód wojna i chaos panują. Tylko strzelanin nie było. Masakra ! Żadne opisy, wzmianki, opowieści. Żadne zdjęcia, filmiki czy filmy, nie oddają w najmniejszym stopniu tej rzeczywistości, jak tutaj wygląda świat i jak się go czuje, widzi, wącha i słyszy.
Wszystko co można poczytać i usłyszeć jest zarazem prawdą i nieprawdą w całej swej rozciągłości. Na drogach kompletny chaos, kierowcy jeżdżą z włączonym klaksonem non stop i czasem jak się muszą podrapać chyba to go niechcący puszczają. Światła często lekceważą, kierunkowskazy przez przypadek niechcący czasem włączą. Piesi chodzą wszędzie tylko nie przez przejścia. Czasem przejście na drugą stronę jezdni to jak walka pieszego z pojazdem jakby byli równi sobie. Na każdy metr drogi przypada czterech handlarzy różnymi rzeczami i kolejnych czterech rożnego rodzaju naganiaczy. Czy to do przeróżnych hoteli, noclegowni, czy dla taksówkarzy czy innych usług. Jestem pewien, że gdyby większość europejczyków wysadzić na głównym dworcu kolejowym w New Delhi i kazać im się przejść kilkaset metrów od dworca... nie dali by rady, w biegu w ciągu najdalej kilku minut, wróciliby do karocy która ich tam przywiozła :) Sam powiem szczerze, miałem kilka (-naście) takich chwil gdzie zastanawiałem się po co człowiek to sobie robi :) Wariactwo jakie tutaj panuje, to mało powiedziane. Począwszy miejsc gdzie większość wygląda jak siódmy świat, ludzie się na ulicy myją, ściany do oddawania moczu nierzadko występują na głównych deptakach (bez drzwi czy jakichś zasłonek), syf praktycznie wszędzie. Autobusy zakręty robią z przechyłem ze 30 stopni to tak na luzie. Te lepsze. Te gorsze, wyglądają jakby służyły dekadami do forsowania barykad wojennych.
Jednakże, mimo wszystko, faktem jest, że cokilkudziesiąta osoba zaczepiająca Cię na ulicy, nie jest naganiaczem. To zwyczajnie ktoś kto idzie w tym samym kierunku i chce porozmawiać z ciekawości :)
17:00. Wczesna ucieczka dziś z ulic i schronienie się na noc, spowodowane zmęczeniem utraconą nocą oraz szokiem kulturowym, różnicą czasową. Starczy wrażeń na pierwszy dzień :) Oczywiście, jest tego znacznie więcej niż mam czasu na spisywanie, niż mam możliwość tak na bieżąco zapamiętywać no i oczywiście muszę coś zostawić na opowieści osobiste :P
PS. Wybaczcie brak zdjęć z tych rejonów ale tłum oraz "turystyczni myśliwi", tylko czyhają by się pochwalić i przyciągnąć ich uwagę. Próbuję się zorientować kiedy można a kiedy nie, robić zdjęć, zapoznać się z zasadami lokalnymi i ich kulturą.